To miał być mecz na tzw. przełamanie zarówno dla miejscowego HydroTrucku, jak i MKS-u Dąbrowa Górnicza. Obie drużyny przed przystąpieniem do rywalizacji po trzech meczach miały bilans 1:2 i kosztem rywala chciały wrócić na zwycięską ścieżkę. Gospodarze do meczu przystąpili po porażce z wicemistrzem Polski Eneą Zastalem Zielona Góra, ale już z powracającymi po urazach Anthony Irelandem i Filipem Kraljovićem. To właśnie brak tych doświadczonych zawodników mocno ograniczył trenerowi Markowi Popiołkowi rotację w tamtym pojedynku. Tymczasem radomianie z MKS-em spotykali się po raz 17, a 10-krotnie triumfowali zawodnicy HydroTrucku, a wcześniej Rosy.
Tymczasem pierwszy punkt miejscowi zdobyli w momencie, gdy po ponad dwóch minutach przegrywali 0:8. Opiekun radomian nie decydował się na przerwę licząc, że to jego podopieczni w końcu złapią rytm. Tak się nie stało i w (4:41) doszło do pierwszej przerwy. Wtedy słabo grający w obronie gospodarze przegrywali – 5:16, a po całej kwarcie tracili do zawodników Jacka Winnickiego 14 punktów, dysponując zaledwie 30-procentowym wskaźnikiem skuteczności.
Druga kwarta miała już zdecydowanie bardziej wyrównany przebieg. W początkowych jej fazach kibiców zachwyciła akcja, po której piłkę w koszu potężnym wsadem umieścił Kraljević. W 17 minucie HydroTruck zdołał zmniejszyć straty nawet do siedmiu punktów, ale na przerwę po nerwowej końcówce schodził przegrywając 33:44.
https://www.cozadzien.pl/sport/koszykarze-hydrotrucku-radom-napsuli-krwi-wicemistrzowi-polski/76062
Niezwykle zacięty przebieg miała także trzecia kwarta, ale z minuty na minutę powiększała się przewaga miejscowych. W końcu po dwóch celnych rzutach za „trzy” w wykonaniu A. J. Englisha oraz Aleksandra Lewandowskiego, grę przerwał Winnicki. Wtedy MKS prowadził, ale już tylko 51:49. Po pogoni radomskiego zespołu mecz rozpoczynał się więc na nowo, a po dwóch trafionych rzutach wolnych Filipa Zegzuły miejscowi wyszli na pierwsze prowadzenie. Do zakończenia gry pozostawało jednak dziewięć minut, ale wciąż MKS miał problemy ze skutecznością. Skrzętnie wykorzystywali to podopieczni Popiołka, którzy w 43 minucie wyszli na prowadzenie 65:59. Sytuację ratować próbował wtedy Winnicki, prosząc o kolejny czas w meczu. Po nim dąbrowianie uzyskali cztery następne punkty, „wracając” do gry. Po celnym rzucie z dystansu Marcina Piechowicz był remis, a do końca pozostawało cztery minuty. Na 60 sekund przed zakończeniem radomianie przegrywali 70:72 i wiele wskazywało na to, że po raz trzeci w hali MOSiR-u dojdzie do dramatycznych rozstrzygnięć. Zwłaszcza, że po celnym rzucie Michaela Lewisa było już 74:70. Wtedy też z dystansu nie trafił Moore, ale w odpowiedzi także spudłował Piechowicz. Na 17 sekund przed końcową syreną dwa rzuty wolne wykorzystał English i zmniejszył dystans do dwóch punktów. HydroTruckowi na zmianę niekorzystnego wyniku nie starczyło już czasu.
HydroTruck Radom – MKS Dąbrowa Górnicza 75:78
Kwarty: 11:25, 22:19, 23:15, 19:19.
HydroTruck: M. Moore 12, Ireland 2, English 23, Dzierżak 0, Zalewski 0, Wall 0, Ostojić 9, Zegzuła 2, Lewandowski 15, Kraljević 12.
MKS: Lewis 18, Piechowicz 11, Brenk 0, Sobin 16, Mijović 5, Czujkowski 0, N. Moore 5, Motylewski 6, Fenner 12, Małgorzaciak 6, Nowakowski 0.